Trzeci rok kolejne piękne chwile,których w seminarium nie brakuje!

Zaczął się tak samo jak dwa poprzednie lata. Wróciliśmy po wakacjach do seminarium, wprowadziliśmy się do nowych pokoi, poznaliśmy nowych kolegów z pierwszego roku i rozpoczęliśmy rekolekcje. Jednak mimo że wszystko zaczynało się tak samo, coś wydawało się inne. Po tych wakacjach wróciłem do seminarium już jako kleryk trzeciego roku, a w głowie miałem perspektywę tego, co w najbliższym czasie mojej formacji miało się dokonać.

Jak już wspomniałem, na początek nowego roku akademickiego przewidziane są pięciodniowe rekolekcje przeżywane w ciszy. Zawsze staram się je dobrze przeżyć, jednak dopiero teraz doceniłem, jak potrzebne są one klerykowi na starcie w nowy rok. Ktoś może pomyśleć, że po wakacjach wraca się wypoczętym, więc po co od razu dni skupienia. Jednak właśnie kiedy wracamy po wakacjach trochę wyrwani z seminaryjnych realiów, a w głowie szumią jeszcze wakacyjne wspomnienia, ciężko byłoby tak z marszu wskoczyć w rytm seminaryjnego dnia. Dlatego trzeba się wyciszyć, trzeba powoli ruszyć i nabrać sił, aby ze spokojem wejść w nowy czas formacji i dobrze go wykorzystać.

Rekolekcje minęły, więc już najwyższy czas, aby wejść w rzeczywistość życia seminaryjnego. Rano pobudka, modlitwy, a potem wykłady? ale za to jakie! Tu już każdy przedmiot nie zaczyna się od słowa filozofia, które towarzyszyło nam nieodłącznie przez dwa poprzednie lata. Teraz czas na teologię! Jednak już na samym początku nauki na trzecim roku widać potrzebę zgłębianej dotychczas filozofii. Większość nowych przedmiotów, które pojawiły się w planie zajęć, na niej się osadza i od niej wychodzi. To, co może wcześniej wydawało się nie do końca zrozumiałe, teraz zaczęło nabierać sensu.

Czas w seminarium mija bardzo szybko. Pośród licznych zajęć upłynął pierwszy miesiąc trzeciego roku. Nadszedł listopad. Za oknem widać już jesień, słońce wciąż przyjemnie przygrzewa, a w moich uszach i w uszach moich kolegów brzmią słowa Księży Przełożonych: ?Nie widzimy przeszkód, abyś kontynuował drogę swojego powołania. Jeśli ty też nadal tego chcesz, możesz zacząć szyć sutannę?. Wielka radość pojawiła się w naszych sercach. Bo mimo że nie jest to najważniejszy moment w życiu kleryka, to dzień obłóczyn jest jednym z tych dni, które z pewnością każdemu zapadają głęboko w pamięć. Zaczęły się przygotowania do tego wydarzenia. Trzeba kupić sutannę, kapłańskie koszule i komże. Wszystko to było wtedy ważne, ale nie najważniejsze. Czymś o wiele ważniejszym i bardziej potrzebnym w tym czasie były kolejne w tym roku rekolekcje, które przeżyliśmy razem z naszym Ojcem Duchownym w naszym rocznikowym gronie. Wspólne Eucharystie, modlitwy i konferencje w odosobnieniu i ciszy. Wspaniały czas skupienia, ale także i ogromu radości. Dni mijały. Rozpoczął się i już powoli kończył się adwent, ale przed nami był jeszcze dzień skupienia, który bezpośrednio poprzedzał moment naszych obłóczyn. Od rana nasze serca były radosne, co przejawiało się także na naszych twarzach. Sutanna równo złożona, obok niej nowa, biała komża i koloratka czekały na założenie. Sygnał dzwonka oznaczał rozpoczęcie Mszy Świętej. Z sutannami na rękach weszliśmy do kaplicy, Ksiądz Rektor pomodlił się nad nami, pobłogosławił nowe szaty i wypowiedział słowa: ?przyobleczcie się w nowego człowieka?. W tym samym momencie całym rocznikiem wyszliśmy z kaplicy do jednej z seminaryjnych sal, aby założyć po raz pierwszy strój duchowny. Ostatnie spojrzenia naszych kolegów, którzy jeszcze teraz widzą nas w krawatach. I stało się! Sutanna założona, wielkie wzruszenie i radość, ale też i odpowiedzialność za to, żeby tego daru nie zmarnować. Sutanną się przede wszystkim świadczy, coś daje się ludziom do zrozumienia. Sygnalizuje się, że idzie się za Chrystusem. Jeszcze kilka dni do świątecznej przerwy, wspólna wigilia z Księdzem Biskupem i wyjazd do domów. Teraz robi się wszystko ?kolejny raz po raz pierwszy?. Pierwsze wyjście w sutannie na zewnątrz, pierwsza pojawienie się w parafii i pierwsza wizyta w domu. Ciągle ten sam człowiek, ale już inaczej się na niego patrzy. W końcu nie na darmo wypowiedziane były słowa o przyobleczeniu się w nowego człowieka.

Radość ciągle w nas trwała, święta minęły, czas na powrót i kolejną sesję egzaminacyjną, którą udało się przejść z pomocą Ducha Świętego. Karnawał dobiegł końca i przyszedł Wielki Post, który dla nas, kleryków z trzeciego roku, znowu jest inny. Po dwóch latach intensywnej nauki teraz czas mija jeszcze prędzej. Dopiero co przyjęliśmy sutanny, a przed nami już pierwsza w formacji seminaryjnej posługa. Kolejne ważne wydarzenie w naszym życiu. Mszy przewodniczy Ksiądz Biskup Piotr Skucha. Każdemu wręcza On Pismo Święte i daje nakaz głoszenia Słowa Bożego tak, aby działało ono w sercach ludzkich. Z przyjęciem posługi lektoratu wiąże się też przywilej święcenia pokarmów na wielkanocny stół. Nowe doświadczenie, całkowicie inne? pamiętam, że trochę niepewnym głosem wypowiadałem słowa modlitwy i drżącą ręką święciłem kropidłem pokarmy.

Trzeci rok praktycznie już minął. Za oknem wiosna już w pełni, przyszedł maj, a przed nami jeszcze jeden w tym roku mocny akcent. Tym razem to my, klerycy trzeciego roku, musimy dać coś z siebie. Czeka nas organizacja dnia otwartego w naszym seminarium. Przygotowania zaczęły się już oczywiście o wiele wcześniej, teraz czas zebrać owoce. Już na początku pierwsze zaskoczenie. Zgłosiło się blisko trzystu chętnych do udziału w tym dniu. Nasza kaplica seminaryjna nie pomieściłaby tak wielkiej liczby osób, dlatego w Mszy Świętej uczestniczyliśmy w Kościele naszych sąsiadów oo. bernardynów. Od rana trwały przygotowania. Pogoda dopisywała, a więc jest nadzieja, że będzie można zorganizować zaplanowanego grilla. Stoły na zewnątrz pokryte białymi obrusami czekały na uczestników. Jednak przed posiłkiem czekało nas jeszcze parę atrakcji. Wspólna zabawa i zajęcia. Można sobie tylko wyobrazić, że przy tak wielkiej liczbie osób musiało być gwarno i radośnie, ale właśnie o to nam chodziło. Kiedy już trochę się zmęczyliśmy, przyszedł czas na posiłek. Wielki grill w seminaryjnym ogrodzie już kusił zapachem pieczonych kiełbasek. Muzyka i kolejna porcja radości. Myślę, że takiej organizacji i zabawy mógłby nam pozazdrościć niejeden festyn.

Wszystko szczęśliwie się udało, goście wyjechali, a my wróciliśmy do seminaryjnego życia. Czekała na nas dosyć spora partia materiału do opanowania na nadchodzące egzaminy. W powietrzu już unosił się zapach zbliżających się wakacji. Trochę trudu i strachu, ale najważniejsze, że egzaminy zdane. Można rozpocząć wakacje,które są dla nas zarówno czasem odpoczynku, jak i czasem obowiązków. Wyjazdy na rekolekcje i obozy, dyżury w seminarium i piesze pielgrzymki na Jasną Górę. Ale jest przecież za co dziękować i o co porosić. We wrześniu czeka nas praktyka w szpitalu, a od nowego roku kolejne piękne chwile, których jak widzicie, w seminarium nie brakuje!