Było warto.

plakat

I tym razem nasi klerycy nie próżnowali i wyruszyli z Leśniowa aż pod Jasną Górę. Zachęcamy do lektury kilku zdań na ten temat.

Nie była to bynajmniej pierwsza EDK w moim życiu. Tym razem trasa była trochę dłuższa niż ostatnio, miejsce – Leśniów, także zupełnie inne. Od czasu do czasu każdy powinien zmierzyć się z samym sobą a gdy do tego typu szansy dochodzi nie najgorsza intencja tym lepiej.

Aura nas nie rozpieszczała, lecz mimo tego początkowo szło się bardzo dobrze, startując z ostatniego dosłownie miejsca  – dlaczego tak musiało być to temat na zupełnie inną historię – „połykaliśmy” kolejne grupy. Po prawie trzech godzinach drogi byliśmy już w Choroniu. Tam Proboszcz miejscowej parafii wraz z wolontariuszami podjął nas pod dachem, czyli było sucho, a że były tez napoje oraz poczęstunek podreperowaliśmy trochę nadwątlone siły. W tym momencie wydawało się, że do końca tuż tuż, była to już siódma stacja – teoretycznie półmetek.

W tym momencie zaczęły się schody. Wprawdzie przestało padać, ale droga strasznie się wlekła, stopy zaczęły boleć, tempo wyraźnie spadło. „Rekord” stawał się coraz bardziej odległy i wraz z kolegą przesuwaliśmy planowane godziny powrotu do seminarium z godziny na godzinę. Między X a XI stacją musiało minąć półtorej godziny – co z tego tam dosłownie nie dało się robić nic innego, tylko iść. Wycofanie się byłoby nie tyle wstydem, stało się ono – w środku lasu zupełnie niemożliwe. Ciemno, daleko od drogi, migające światła latarek, ale za daleko dla samochodu by mógł nas „ewakuować”.

Najgorsze jednak nadal było przed nami. Przejście we wczesnych rannych godzinach przez Częstochowę, częściowo po miejscach, jakie zwykle przebywamy samochodem nie było niczym przyjemnym. Siłą rozpędu, krok po kroku pokonaliśmy dystans od Błeszna, aż po Aleje. Stamtąd jeszcze tylko kawałek – mózg starał się dodawać zwiotczałym mięśniom otuchy. Około 4.50 „doczłapaliśmy”. Potem normalny seminaryjny plan – żadnej taryfy ulgowej, zresztą byłoby to nie w porządku, zwłaszcza wobec samego siebie. Gdy podejmujesz jakąś decyzję – ponosisz jej konsekwencje.

I tak pewnie mógłbym, w zupełnie pesymistycznych barwach zakończyć moje świadectwo. Mógłbym, ale nie zakończę…

„Warto żyć ekstremalnie” – hasło Ekstremalnej Drogi Krzyżowej nie jest pustym frazesem, podobnie jak zamieszczone na plakacie informacje. Czy jedna nieprzespana noc i trochę obtarć na nogach mogą w jakikolwiek sposób być zestawione z Męką Chrystusa?

(Oby) do zobaczenia już za rok.