Szymon z Lipnicy – Krzysztof Jabłoński, rok VI.

1405609992

Ta niezwykła znajomość zaczęła się już prawie 20 lat temu. Gdy byłem mały bardzo lubiłem lato. Pochodzę z wioski. Latem nie ma szkoły i jest dużo słońca. Są też żniwa i trochę pracy na polu. Za wielu świętych nie znałem mając te 7-10 lat. Był jednak jeden, o którym ciocia z Lipnicy Murowanej opowiedziała mi pewną historię. Mówiła, że gdy Szymon był mały i wracał z innymi dziećmi z wyprawy na górkę ? z przerażeniem spostrzegł, że Lipnica płonie. Od razu zrozumiał, że jako dzieci nie zdołają ugasić ognia. Natychmiast padł na kolana. Krzycząc przywołał do siebie pozostałe dzieci i polecił im modlić się o uratowanie miasta. Po kilku chwilach zaczął padać niezwykle obfity deszcz, który w mgnieniu oka ugasił cały pożar. Ciocia opowiadała, że choć Szymon żył bardzo dawno temu to nadal jest niezawodny? I to była prawda.

Trochę to nierozsądne, ale sprawdzałem go często będąc młodym chłopakiem. Latem bywają chwilę kiedy jest sporo pracy, kiedy zbiory lub siano mogą być zalane, bo nad głowami snują się już ciężkie chmury. Pamiętam jak bardzo często – tak żeby nikt nie widział ? zaciskałem pięści i modliłem się do św. Szymona, żeby coś zrobił, żeby wytrzymało bez deszczu jeszcze chociaż 20 minut, żebyśmy dowieźli to siano, słomę, czy co tam było. I jak opowiadałem mu, że to bardzo, bardzo ważne, że wszyscy ciężko pracowali i u sąsiada też nie zwieźli jeszcze, i za chwilę pobiegniemy pomagać i jemu, więc potrzeba trochę więcej niż 20 minut? Chyba zawsze się udawało. Zdarzało się, że ulewa zaczynała się kilka minut po skończonej pracy.Jaka radość mnie przepełniała, gdy słyszałem jak starsi mówili, że to „pewnie na rzece stanął deszcz”, albo że po prostu „udało się”. Nie „udało się” ? to Szymon.

Tak było dawniej. Choć nadal nie wiem kiedy dokładnie żył ten święty, to stał mi się jeszcze droższy, gdy poznałem dzieła, których dokonał w życiu. Nie bez powodu tuż pojego śmierci nazywano go „spragnionym zbawienia wszystkich”. Był niestrudzony. Wybitny kaznodzieja. Mówił mądrze i jasno. Gdy Kraków zaatakowała epidemia cholery niestrudzenie otaczał chorych opieką i udzielał sakramentów. Zaraził się chorobą i zmarł, a przed śmiercią polecił, by pochowano go pod progiem ? po to, by wszyscy po nim deptali. Przez wiele lat prosiłem go tylko o to, by padał lub nie padał deszcz.

Teraz, po latach, jestem diakonem i proszę Cię, św. Szymonie, byś nieustannie wzbudzał we wszystkich ludziach pragnienie zbawienia, a we mnie rozpalał troskę i odwagę do niestrudzonego otaczania ich opieką i udzielania sakramentów.

dk. Krzysztof Jabłoński